Coraz więcej osób szuka alternatywnych sposobów na lokowanie kapitału, a rynek sztuki jawi się jako jedna z ciekawszych opcji. Kuszą rekordowe kwoty osiągane na aukcjach i wizja posiadania czegoś unikatowego, co nie tylko zdobi, ale też potencjalnie rośnie na wartości. Pytanie jednak brzmi: czy inwestowanie w dzieła sztuki faktycznie się opłaca, jeśli spojrzeć na liczby, koszty i ryzyko?
Jakie zwroty historycznie dawały inwestycje w sztukę?
Patrząc na dane, nie da się mówić o sztuce wyłącznie w kategoriach pasji. To rynek, który ma swoje twarde wskaźniki. Analiza obejmująca aukcje z ostatnich sześciu dekad pokazała, że malarstwo przynosiło średnią realną stopę zwrotu na poziomie 2,49 proc. rocznie, co w ujęciu nominalnym dawało około 6,24 proc. Najlepiej wypadały prace wykonane techniką olejną i akrylową, a także dzieła z wyższej półki, które lepiej znoszą upływ czasu i wahania koniunktury.
Są jednak segmenty sztuki, które wypadły znacznie lepiej. Współczesna sztuka, czyli twórczość powstająca od połowy XX wieku, osiągnęła w latach 1995–2023 średnią roczną stopę zwrotu na poziomie 11,5 proc. Dla porównania indeks S&P 500 w tym samym okresie dawał przeciętnie 9,6 proc. rocznie. Podobne dane prezentuje indeks AMR Art 100, który pokazuje, że sztuka w długim horyzoncie inwestycyjnym generowała blisko 10 proc. średniorocznie, wyprzedzając chociażby globalny indeks MSCI World z wynikiem 5,9 proc. Te liczby robią wrażenie, ale warto pamiętać, że dotyczą wybranych segmentów rynku, a nie każdej pracy, którą można kupić na aukcji czy w galerii.
Jakie ryzyka i koszty wiążą się z inwestowaniem w sztukę?
Problemem, którego nie widać na pierwszy rzut oka, są koszty. Transakcje na rynku sztuki obarczone są prowizjami wynoszącymi nawet 25–35 proc. To oznacza, że już na starcie musisz liczyć się z koniecznością odrobienia tej różnicy, zanim pojawi się faktyczny zysk. Do tego dochodzą wydatki związane z przechowywaniem, ubezpieczeniem i transportem dzieł – a te rosną wraz z wartością kolekcji.
Drugim czynnikiem jest płynność. Dzieła sztuki nie sprzedasz tak szybko jak akcji czy obligacji. Czasami znalezienie kupca zajmuje miesiące, a nawet lata, a przyspieszona sprzedaż może oznaczać konieczność obniżenia ceny poniżej wartości rynkowej. Sam rynek cechuje się także dużą zmiennością – odchylenie standardowe dla całej kategorii sztuki wynosi około 14,9 proc., a w przypadku sztuki współczesnej nawet 25,8 proc., co oznacza, że wahania cen są większe niż choćby w obligacjach, które charakteryzują się zmiennością na poziomie 5,2 proc.
Nie można też zapominać, że sztuka nie generuje bieżącego dochodu. W odróżnieniu od akcji, które mogą przynosić dywidendy, albo nieruchomości, które dają czynsz, obraz na ścianie nie wypłaci ci comiesięcznej wypłaty. To inwestycja, w której zysk pojawia się dopiero w momencie sprzedaży.
Czy sztuka sprawdzi się jako element twojego portfela?
Sztuka jako inwestycja nie jest rozwiązaniem dla każdego, ale ma swoje mocne strony. Po pierwsze, jest aktywem o niskiej korelacji z giełdą i obligacjami, co czyni ją dobrym sposobem na dywersyfikację portfela. Po drugie, jej wartość nie zawsze spada w tym samym czasie, co inne aktywa, co w praktyce pozwala ograniczać ryzyko dużych strat w kryzysowych momentach. Po trzecie, sztuka daje coś, czego nie dostaniesz od akcji czy funduszy – prestiż i przyjemność z obcowania z unikalnym przedmiotem.
To, czy inwestowanie w dzieła sztuki będzie dla ciebie opłacalne, zależy od strategii. Jeżeli szukasz szybkich i płynnych zysków, lepiej skierować uwagę w stronę tradycyjnych aktywów. Jeżeli jednak zależy ci na dywersyfikacji i jesteś gotów ponieść ryzyko oraz koszty, sztuka może stać się wartościowym dodatkiem do portfela. Pamiętaj tylko, że tu bardziej niż gdzie indziej sprawdza się zasada: kupuj to, co ci się podoba. Wtedy nawet jeśli wartość nie wzrośnie, zyskasz coś, co ma dla ciebie wartość emocjonalną i estetyczną.
Doświadczona content writerka, od 5 lat pisze teksty na różne tematy. W wolnych chwilach zajmuje się domem, a w szczególności dwoma psami.




